W „Na dobre i na złe” prowadzi bufet i serwuje pyszne ciasta, w „Klanie” też jest specjalistką od pysznych wypieków. Jakie specjały tworzy sama
na Święta Bożego Narodzenia? O tym, dlaczego nienawidzi uszek i uwielbia pasterkę, Zofia Marle opowiada Łukaszowi Chwiłce.
W „Klanie” gra pani gosposię w domu Lubiczów, specjalizującą się
w pieczeniu wytwornych ciast. Jakie wypieki przygotowuje pani na Święta?
Zawsze makowiec. Makowiec absolutnie, dlatego że to jest to jest ulubione ciasto mojego męża. Robię też mak z bakaliami i łamańcami.
Który dania z wigilijnego stołu lubi pani najbardziej?
Ciężko powiedzieć, ale powiem, co lubię najmniej. Najmniej lubię śledzie i uszka, bo uszka to jest przekleństwo.
Dlaczego? Ja uwielbiam uszka.
Oczywiście faceci przepadają za uszkami. Ja też mam facetów w domu, ale to lepienie ciasta to jest katorga. Musi być cieniutko rozwałkowane, maleńkie. Niech pan mi nawet
o tym nie wspomina, jeśli mnie to czeka, to zrobię wcześniej i zamrożę.
Uszek robić pani nie lubi, w takim razie co lubi pani pichcić najbardziej?
Karpia zapiekanego. O karpiu zapiekanym w takim sosie śmietanowym powiem krótko: karp, śmietana, jajka, żółty ser. To mój syn mówił już tydzień temu, w dniu swoich imienin, że na Wigilię będzie karp w śmietanie. To wszyscy lubimy. Wiadomo, że to są święta najmilsze, najukochańsze, ale się człowiek zawsze strasznie narobi. To są oddzielne dania. Wigilia i potem Święta.
No pewnie trzeba dużo uszykować, żeby później długo jeść...
(śmiech) Trzeba dużo na Wigilię zrobić i później na pozostałe dni. Człowiek się namęczy, ale później lepiej smakuje.
Czym jest dla pani czas świąt? Czas odpoczynku?
No tak, po tej robocie z ciastami (śmiech). Nie można mówić, że święta to jest odpoczynek, bo święta traktuje w kontekście wiary, a nie tego, żebym ja miała wypoczywać. Ja mogę sobie wypoczywać między świętami.
Wiele kobiet przed świętami, ale nie tylko, ogarnia szał zakupów. Panią też to dotyczy?
Broń Boże.
Nie lubi pani zakupów?
Bardzo lubię, tak jak każda kobieta, ale nie znoszę zakupów na ostatnią chwilę. Korki
na ulicach, tłumy wszędzie, to już nie ja. Na ostatnią chwilę to już nie ja. W lecie kupuje prezenty pod choinkę.
Co chciałaby Pan dostać pod choinkę w tym roku?
Nie powiem.
Dlaczego?
Bo zapeszę. Poza tym to chodzi o pewną wodę kolońską, ale i tak tego nie wydrukujecie, bo to będzie kryptoreklama.
Jaki najdziwniejszy prezent dostała pani na Wigilię?
Nigdy nie dostałam nic dziwnego, dlatego że jestem osobą bardzo przesądną. Mam taki przesąd, że jak w Wigilię, tak przez cały rok. Wigilia jest dla mnie takim wyznacznikiem,
a nie Nowy Rok. Wigilia powinna być miła, spokojna, rodzinna, i tak już powinno być przez cały rok. Prezenty nie muszą być drogie, wykwintne czy wymyślne, ale powinny być niespodzianką. Nie musi to być coś, o czymś ktoś przez cały rok marudzi, że to chce.
To musi być coś, co mile zaskoczy obdarowanego.
Czy u pani w domu, oprócz tradycyjnych zwyczajów, panują jakieś niezwykłe, coś odbiegającego od normy?
Nie przypuszczam. Choinka, opłatek, prezenty. Uwielbiam chodzić za to na pasterkę, ale wie pan kiedy?
Kiedy?
Jak jest śnieg. Dawno takiej zimy nie było. W związku z tym zwykle oglądam pasterkę
z Watykanu, bo tam zawsze jest „biało”. Uwielbiam po śniegu do kościoła na pasterkę.
Teraz chyba też takiej zimy nie będzie, bo meteorolodzy przepowiadają jesień w grudniu...
Co tam oni wiedzą. Teraz miał padać przez tydzień deszcz, a piękna pogoda jest. Mam nadzieje, że będzie padał śnieg...
(rozmawiał: Łukasz Chwiłka)