Logowanie
|
 |
Relacje |
 |
Tak więc Julio... Już po sobotnich i niedzielnych moich muzycznych po mieście ekskursjach. Skumulowane od piątku emocje i wrażenia teraz pisząc wygaszał będę i spróbuję Ci opowiedzieć o wydarzeniach - sądzę, że one nawet przez duże "w".
Bo oto na osiemnastą w sobotę zapraszały afisze, portale w Internecie, maile na koncert w niecodziennym dla muzyki miejscu - w byłej Łaźni Miejskiej, tej w której był basen gdzie za młodu pływałem, skakałem z trampoliny (nie bez strachu). Od wielu lat nieczynny. Niecka basenu zakryta, na odpowiednim stelażu, podłogą i na co dzień trenują tam na rozstawionych stołach pingpongiści. Tożsamością tego miejsca (łaźnię zbudowano w latach 1928-1930) od jakiegoś czasu zajmuje się mój kolega Zbyszek Sejwa i to On wpadł na pomysł zorganizowania koncertu właśnie tam bo to taka trochę okrągła, osiemdziesiąta piata rocznica od czasu zbudowania. A jeszcze - złożyło się tak, że spomiędzy filharmoników gorzowskich wyłonił się (założył - nooo, nie wiem jak nazwać) sekstet smyczkowy o dźwięcznej nazwie "Echo", który szukał dla siebie miejsca na pierwszy występ. No i tak to się fajnie poukładało.
Zapewne nie bez trudności organizacyjnych ale z sukcesem. Sukcesem mierzonym - sądzę - czterysta osobową frekwencją. Ja, że nieco późno dotarłem do łaźni siedziałem na dostawianej ławeczce na samym końcu. I to było dobre miejsce a obawy co do akustyki okazały się bezzasadne - słychać było doskonale każdą nutę, każdy instrument. A co zagrano? Najpierw, Miła, Kwartet smyczkowy c-moll op. 110 Dymitra Szostakowicza, po nim Sekstet B-dur op. 18 Johannesa Brahmsa. No cóż? Dwa wielkie dzieła i uważam, że bardzo poprawnie, zgodnie z intencjami autorów wykonane. Jakiegoś - nie wiem jak nazwać - blasku, wyjątkowego charakteru, odrębnego odbioru nadało miejsce, jego charakter. Ta inność zapewne dobrze usposobiła Muzyków i publiczność. Samo to, że tylu nas było "niosła" wykonawców.
No i ta Muzyka! Przecież niezwykła, o której nie chcę Ci pisać, bo znasz! Oba utwory w kanonie dzieł ważnych. A jakimże niepewnym co do swojej kompozycji był Johannes Brahms. Wysłał manuskrypt Franzowi Joachimowi by ten przejrzał, może uzupełnił, poprawił… Joachim, tuż po otrzymaniu nut tak napisał do Brahmsa: "Właśnie dałem Twój Sekstet kopiście i mam nadzieję, że będę mógł go przegrać już w następną niedzielę rano. Bardzo spodobał mi się ogólny pomysł i zrealizowanie nowej części (tu mowa o Rondzie). Zakończenie jest udane, jasne i ożywiające nastrój. Należą Ci się gratulacje za napisanie nowego wysoce artystycznego dzieła…".
A ja gratuluję naszym Muzykom wykonania - w kwartecie zagrali Paulina Wąsik, Agnieszka Wenda, Ania Szczepaniak i Katarzyna Winkiewicz, w sekstecie zaś Łukasz Jaros, Agnieszka Wenda, Magdalena Michna, Ania Szczepaniak, Katarzyna Winkiewicz i Piotr Więcław. Gratuluję także organizatorom - to przecież całkiem spore przedsięwzięcie, a ich podpis to Kamienica Artystyczna LAMUS.
Dzisiaj, w niedzielę, koncert kameralny w Filharmonii Gorzowskiej. Dwie sonaty na skrzypce i fortepian. Ignacego Jana Paderewskiego a-moll op. 13 i Edwarda Elgara e-moll op. 82. Równorzędne potraktowanie obu instrumentów - gęste partie zarówno skrzypiec jak i fortepianu. Ignacego Jana Paderewskiego podobała mi się bardziej - może bardziej śpiewna, melodyjna, romantyczna. Ale obie sonaty w dobrym wykonaniu pań - na skrzypcach Ada Maria Witczyk (gorzowianka), na fortepianie Edyta Lajdorf.
Nie wiem? Może jestem jeszcze zbyt podekscytowany tymi od piątku emocjami, że Nie potrafię Ci bliżej opisać. Zresztą? Czy emocje można opisać. Jak ująć to, co zostało w "duszy"? Jakimi słowami objąć znaczenie intuicyjnego przyjmowania tego czego się słucha (muzyki), doświadczania niedotykalnego. Jakoś nie umiem. A może, Julio, w ogóle nie powinno się?
Marek, w niedzielny wieczór 23 listopada 2014 roku
Fot. Piotr Merda
23-11-2014
/ sprawozdania z tego miesiąca
|
|
Komentarze
brak komentarzy
zaloguj się aby móc komentować ten artykuł..
|
|
 |
Kalendarz imprez
|