Rozmowa z dr Jackiem Nowakowskim, wykładowcą w Instytucie Filologii Polskiej UAM w Poznaniu, który 22 kwietnia w ramach "Spotkań z Italią" wygłosił w Miejskim Ośrodku Sztuki wykład na temat współczesnego kina włoskiego
Jakie jest kino włoskie?
Przede wszystkim bliskie rzeczywistości, pokazuje jak wygląda prawdziwe włoskie życie.
Z filmów zniknął jednak już stereotyp hałaśliwego Włocha, a pokazuje się losy ludzi żyjących dostatnio. Włosi kręcą dosyć dużo filmów, około 150 rocznie. Jednak
w większości są to współprodukcje ze stacjami telewizyjnymi. Mają dużą publiczność, ale
i tam dominują produkcje amerykańskie.
Kino włoskie może poszczycić się wieloma znanymi tytułami, nazwiskami wybitnych reżyserów. Co jednak określiłby pan jako "perełkę" włoskiej kinematografii?
Ze starego kina na pewno "Osiem i pół" Federico Felliniego. Doskonale obrazuje mentalność, religijność Włochów, pokazuje każdy wymiar ich życia. Jest esencją włoskiego stylu. W nowym kinie włoskim postawiłbym na „Drzwi otwarte” w reżyserii Gianni Amelio, albo ogólnie na twórczość Nanni’ego Moretti’ego.
Jak wytłumaczy pan niską popularność kina włoskiego w Polsce?
Nasza kultura jest bardzo zamerykanizowana, jest dla nas jedynym standardem. Poza tym już w stanie wojennym nie docierały do nas dobre tytuły zagraniczne i tak zostało do dzisiaj. Kino włoskie cieszy się jedynie niewielką popularnością w samych Włoszech i we Francji, ze względu na podobieństwo kultur.
Czy pomimo tego występują jakieś związki między kinematografią polską
i włoską?
Niezbyt wielkie. Nanni Moretti był zaprzyjaźniony z Krzysztofem Kieślowskim. Obaj
w swoich filmach pokazują zmagania człowieka z wiarą, poszukującego swego miejsca
w świecie. Ponadto Moretti zaprosił do udziału w swoim nowym filmie Jerzego Stuhra, który cieszy się w Italii ogromną popularnością.
(rozmawiała: Anna Zielińska)