Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Zrozumiałem.
Gorzów Wielkopolski

Lubuskie warte zachodu
 
 
 
 
Logowanie
 
 
 

nie jesteś zarejestrowany?
wpisz proponowany login i hasło, a przejdziesz do dalszej części formularza..
Wywiady

Spięty - Na "Gospel" odkrywam moje osobiste...

Spięty - Na "Gospel" odkrywam moje osobiste wyobrażenie Boga

Zespół "Lao Che" działa już od 9 lat, będąc jednym z najznakomitszych wykonawców rodzimej sceny alternatywnej. Powszechne uznanie 
i popularność zdobył jednak wydanym dopiero w 2005 roku albumem "Powstanie Warszawskie". W ramach promocji najnowszej płyty "Gospel" zespół zagrał koncert jako gość specjalny podczas gorzowskiego Rock Festiwalu. Z wokalistą Lao Che - Hubertem Dobaczewskim "Spiętym" -
- rozmawiał Marcin Kluczykowski.

"Gospel". Przyjęło się, że wasza najnowsza, trzecia już płyta różni się od dotychczasowych osiągnięć. Również tak to odbierasz?
Właśnie tak sobie to założyliśmy, żeby trzecią płytę zrobić inną od tych pierwszych. Każda zresztą się od siebie różni. 

Zarazem zdaje się, że materiał zawarty na "Gospel" jest o wiele bardziej radosny, luźny, trafiający do odbiorcy niż przy poprzednich płytach. 
Sytuacja wymagała tego. Pod względem treści jest to płyta wątpiąca, ale właśnie w tym zwątpieniu jest iskierka nadziei. Tak sobie myślę o tych tekstach, że jest to takie wątpienie w całą harmonię świata, ale w pewnym sensie pisząc je byłem często zasmucony i gdy napisałem całość, to tak wszystko ze mnie zeszło i pomyślałem sobie, że zwątpienie to jest taka naturalna rzecz i tym nie ma co się przejmować. Pozwoliło mi to nabrać do paru rzeczy dystansu.

Ale w przypadku "Gospel" przed samymi tekstami powstała muzyka...
To był pierwszy raz, kiedy zdecydowaliśmy się zacząć tworzyć od muzyki. Do tej pory najpierw powstawały treści; były to chwile, gdy wiedzieliśmy, o czym chcemy napisać teksty, o czym zrobić płytę i do tego właśnie robiliśmy muzykę. Jest to po prostu coś innego, poszukujemy innego kanału, by się wyrazić. Jest muzyka, którą trzeba okrasić tekstem. Muzyka idzie swoim torem, tekst swoim, a potem to się naprawdę fajnie łączy ze sobą.

Jesteś katolikiem. Jak więc miało się to do pisania tak ironicznych, 
a zarazem prowokacyjnych tekstów? Bo na "Gospel" próżno przecież szukać wzniosłych apostrof do Boga, sporo tu za to wątpliwości. Chociażby 
w utworze "Hydropiekłowstąpienie", w którym sam stajesz się głosem Boga, w dość prowokacyjny sposób zwracającego się do innej biblijnej postaci, jaką był Noe. Czy podczas pisania tekstów tego typu nie było w tobie jakiegoś konfliktu wewnętrznego?
Wyrosłem w tradycjach katolickich, ale np. do kościoła nie chodzę. Myśląc jednak 
o wspólnym mianowniku dla całej płyty, bo nie chciałem robić płyty składającej się 
z odseparowanych od siebie tematycznie piosenek, doszedłem do wniosku, że dążyłem do harmonii, charakteryzującej dzieło, dajmy na to trwające 45 minut; które ma pewną całość, które jest przede wszystkim spójne. Zresztą - broniłem się przed konceptem, ale jakoś tam istnieje on na tej płycie. I pomyślałem sobie, żeby pisać o Bogu, bo może czuję jego brak w swoim życiu. To takie paradoksalne, bo wiadomo, że istnieje, ale czasem zwyczajnie się za nim tęskni, brakuje go i właśnie na "Gospel" odkrywam moje osobiste wyobrażenie Boga w taki troszeczkę ironiczny sposób. Wydawało mi się, że to będzie nowa wartość, takie pokazanie mocnych, ważnych i uniwersalnych treści w sposób trochę wykrzywiony, ironiczny i prowokacyjny. 

Nie sądzisz, że właśnie najgorsze jest milczenie Boga?
S: No właśnie. Dlatego też są na płycie takie treści, że czasami tego Boga się potrzebuje 
i aż do niego się krzyczy, dla niego się krzyczy i mu się urąga: "No, pokaż się Pan".

Po sukcesie krążka wychodzi na to, ze poruszacie temat, którego ludzie bardzo potrzebują...
A pokaż mi takiego, kto nie potrzebuje Boga.

No właśnie. Czy dziwi was więc sukces albumu, czy potrzebne jest wam wszechobecne uznanie? Dotarliście przecież na trzecie miejsce Oficjalnej Listy Sprzedaży albumów w Polsce, nie wspominając już o licznych wyróżnieniach za poprzedni album - "Powstanie Warszawskie". Przywiązujecie do tego większą wagę? Bo przecież "Gusła" były dopiero wejściem, sukces jako-taki nie miał miejsca, aktualnie jest przecież diametralnie inaczej.
 
To naprawdę bardzo miłe, że ludzie nadal chcą skupiać na nas uwagę. Wiesz, zależy nam na tym, aby zrobić dobrą, a zarazem i ciekawą sztukę i samym się zrealizować, a nie śpiewać do ściany, tylko mówiąc to językiem fizycznym - aby było sprzężenie zwrotne, że mówisz i ktoś to odbiera, ta interakcja zachodzi i wtedy jest sens całego zamieszania. Także, gdy robiliśmy płytę "Gusła", która była na pewien sposób trudna, mroczna, niszowa, również osobista, bo przecież odzwierciedlała nasz ówczesny stan ducha. Później "Powstanie warszawskie" - umieściliśmy tam potężny ładunek emocji, też taka płyta 
z serca. Tak samo i z "Gospel". Sądzę, że ludzie dostrzegają to, że nie jesteśmy zespołem, który pcha się na to trzecie miejsce i naprawdę bardzo fajnie, że się tak wydarzyło, że układa się to w taką harmonię. My nadal jesteśmy ludźmi, którzy wykonują swoje zawody 
i traktujemy tworzenie muzyki na razie jako hobby, ale ten pełen profesjonalizm jest chyba nieunikniony i trzeba będzie się w końcu zdecydować, czy robimy to zawodowo. Więc obecność sukcesu jest jak najbardziej pozytywna, bo można to przełożyć na to, że nie trzeba martwić się o byt, że można ruszyć w trasę, grać koncerty, być na scenie, funkcjonować na niej. Myślę, że mamy coś do powiedzenia i można tych parę ładnych lat pobyć na scenie i coś ciekawego jeszcze zrobić. 

Więc możliwe jest całkowicie poświęcenie się muzyce?
Tak, oczywiście. Jesteśmy zespołem trochę specyficznym z uwagi na to, że mamy trzy płyty, które zostały dostrzeżone i wielu innych ludzi już dawno zdecydowałoby się na to, by pozostać na trwałe na scenie, by żyć z tego. To jest bardzo fajne, tyle że jednocześnie męczące i nie da rady łączyć wykonywanego zawodu, będąc jednocześnie muzykiem na scenie. Jeżeli chce się coś dobrze robić, to trzeba się temu poświęcić.

A jeśli chodzi o relację z fanami. Są oni dla was ważni? 
Pewnie. Powiedziałem o tym sprzężeniu zwrotnym, że musi być tak, że my mówimy, a ktoś tego słucha. To jest stały motor, potem jest tego dużo i tak się tego nie dostrzega, na początku to było świetne, że ktoś zwracał na nas uwagę, podchodził i komentował, że "Super. Słucham was, podoba mi się. Doceniam to, co robicie". Potem to już schodzi gdzieś na boczny plan i staje się codziennością, ale absolutnie nie wolno o tym zapomnieć, bo to wszystko robi się dla ludzi, a ja sam zarazem się realizuje. To jest pewien rodzaj posłannictwa, to jakaś misja. Nie jest się na scenie, aby załatwiać swoje gówniarskie sprawy, tylko po to, by się z ludźmi skomunikować, zbliżyć, żeby łamać te mosty. Trzeba być naprawdę czujnym, posiadać dużo pokory i mieć na uwadze, że to się robi dla ludzi. 

Nie wiem, czy odwiedzacie forum na waszej oficjalnej stronie, na którym wasi słuchacze w niezwykle dojrzały i barwny sposób analizują waszą twórczość.
To jest tak, że internet daje możliwość, żeby się doskonalić, bo ktoś zwraca na nas uwagę, mówi, co jest dobre, co mu się podoba, a co nie. Jednocześnie jest to również pułapka, że zaczyna używać się tego medium czy też takiego forum jako lustra, a nie powinno się w tym przeglądać, zastanawiać się: "Jak to jest? Jaki ja jestem? Jaka jest ta sztuka?". Trzeba wyrazić siebie, zarazem posłuchać konstruktywnej krytyki, nie można się jednak w tym zatopić. Potrzeba umiaru, zresztą we wszystkim potrzebny jest umiar, harmonia, złoty środek, żeby nie przesadzić.

A jeżeli miałbyś ocenić rezultat prac nad ostatnią płytą. Jesteś z niej zadowolony?
Wiesz, nie do końca. Ale nie wiem, czy jest możliwe bycie zadowolonym do końca, bo gdyby tak się stało, to spocząłbym jeszcze na laurach i co wtedy? A tak, ten ciągły niedosyt jest, są rzeczy, których się jeszcze nie zrobiło, które chciałoby się zagrać, chciałoby się zaśpiewać, powiedzieć, to takie ciągłe gonienie zajączka, niech to trwa.

A z perspektywy lat, jaki jest Twój stosunek do "Guseł" czy "Powstania Warszawskiego"?
 
Jeszcze za krótko. Mam z tym problem, że jestem w stosunku do siebie bardzo krytykancki i tak trudno mi z tym trochę funkcjonować i myślę, że jeszcze muszę dojrzeć do tego, żeby się do siebie zdystansować i wtedy, jak spojrzę na te płyty, to niech to będzie dekada, nawet dwie. I dopiero wtedy w trzeźwy sposób będę mógł spojrzeć na to bez takiej krytyki. Jak dzisiaj słucham "Guseł", to zwyczajnie wkurza mnie sposób, w jaki śpiewałem, sposób podania sztuki i jak wyobrażam siebie w tamtych czasach, to sam siebie irytuję, więc chyba jeszcze nie dojrzałem do tego, by się zdystansować, uspokoić i tak trochę pobłażliwie spojrzeć, powiedzieć: "Taki byłem. Robiłem najlepiej, jak tylko mogłem". Także zmierzam do tego, by się z tymi płytami jakoś pogodzić. 

Niezmiernie dziwi mnie, że tworząc septet macie na swoim koncie albumy poruszające dane pola tematyczne, bo i Słowianie, Powstanie Warszawskie, teraz w dużej mierze Bóg. Czy jest w ogóle możliwym, że 7 osób, jak mniemam - różniących się od siebie, może usiąść i na przestrzeni wielu, wielu miesięcy stworzyć spójny materiał, nad którym praca sprawi im przyjemność?
Ja pisze teksty i mam tutaj od chłopaków wolną rękę i wiadomo, że podchodzą oni do tego z konstruktywna krytyką, ale jest na szczęście tak, że mam tę możliwość, by się wyrazić. Na trzech dotychczasowych płytach nie miały miejsca takie sytuacje, podczas których ktoś sobie to inaczej wyobrażał i to, co podaję w tekstach, go w jakiś sposób nie satysfakcjonowało i nie było mu z tym po drodze. 

Zagraliście już ponad 100 koncertów. Czy takie ciągłe powracanie do określonych kręgów tematycznych nie robi się dla was monotonne? 
Trzeba zdać sobie z tego sprawę, że jako zespół, który chciałby funkcjonować zawodowo na scenie, to 100 koncertów robi się zazwyczaj rocznie, to jest standard. My istniejemy 
9 lat, i mamy te 100 koncertów i jest to naprawdę bardzo mało. To się zintensyfikowało ostatnio, że w zeszłym roku zagraliśmy te 40 koncertów. To jest tak, że o nas się mówi, że jesteśmy zespołem zaangażowanym. I to jest chyba dobre określenie, że jednak jest się zaangażowanym w to, co się robi, chociażby w tworzenie płyty, i gdy zostawia się w niej swoje serce, to ono tak wspaniale później procentuje. Powraca ta energia i ją ciągle przeżywa się na swój sposób. Wiadomo, że jakbym zagrał z jednym materiałem 300 koncertów, to w pewien sposób by mnie to zmęczyło, ale robi się przecież nowe piosenki, nowe rzeczy, nowe teksty, nowe refleksje, przychodzą nowe spojrzenia. I funkcjonuje się na tej scenie i czas na niej spędzony jest pięknym. Wszystko płynie, człowiek się zmienia, zmienia się sztuka, do pewnych rzeczy się wraca, patrzy się na nie z perspektywy, pewne elementy się odrzuca, pewne akceptuje, dodatkowo się podkreśla. To tak, jakby powiedzieć, że życie jest nudne. Jeżeli zaangażuje się w to, co się robi, to energia ciągle powraca i nie ma to nic wspólnego z monotonią, wzrasta się wówczas wraz z nią. 

A jak oceniasz dzisiejszy koncert, jak się grało, jak publiczność?
Słabo, sporo popsuły warunki techniczne, nie mogliśmy zrobić dobrej próby. Taka niewdzięczna trochę sala, mieliśmy problemy ze sprzętem na scenie, to jest takie deprymujące, gdy podczas koncertu coś zaczyna szwankować. To jest rodzaj pewnego misterium, wchodzi się na scenę, wprowadza się w pewien stan, taki, że się odlatuje, 
a tutaj coś nie idzie, źle brzmi, coś jest nie tak ze sprzętem, i wypada się z tego rytmu, także nie będę jakoś specjalnie dobrze pamiętał tego koncertu. Ale to nie ma tak, że na każdym koncercie jest świetnie i będą już tylko lepsze. Trzeba czasami przeżyć jakieś rozczarowanie i nabrać trochę pokory. Nie jesteśmy herosami, nie ma tak, że zawsze wyjdziemy i będzie pięknie i kolorowo, czasami jest ta przysłowiowa łyżka dziegciu. 
A publiczność, widać te twarze, że są zadowolone, skupione, gdzieniegdzie bywa gorzej, gdzieniegdzie bywa lepiej czy dużo lepiej, także to jest takie specyficzne, ze jeździ się 
z taką trupą po Polsce i niby ludzie są wszędzie tacy sami, ale możemy obserwować tę kulturę sztuki, że w jednym miejscu jest tak, w innym inaczej. To są subtelne różnice, ale jak się lubi obserwować, tak jak my, to jest coś naprawdę ciekawego; to pewien rodzaj nauki. 


                                                                 (rozmawiał: Marcin Kluczykowski) 



10-04-2008

/ pozostałe wywiady
Kalendarz imprez
Sfinansowano w ramach Kontraktu dla województwa lubuskiego na rok 2004

Copyright © 2004-2024. Designed by studioPLANET.pl. Hosting magar.pl