Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Zrozumiałem.
Gorzów Wielkopolski

Lubuskie warte zachodu
 
 
 
 
Logowanie
 
 
 

nie jesteś zarejestrowany?
wpisz proponowany login i hasło, a przejdziesz do dalszej części formularza..
Wywiady

Wojciech Waglewski - Najlepszy uczeń w podstawówce

1 lipca 2007 r. w ramach Urodzin Miasta w na gorzowskim bulwarze nad Wartą odbył się koncert zespołu "VOO VOO" i koncert "Koledzy" Maleńczuk-
-Waglewski. Z Wojciechem Waglewskim, o koleżeństwie, koncertach i Maćku Maleńczuku, rozmawiał Wiesław Czesław.

Pamięta Pan swojego pierwszego kolegę?
Kiedy przyjechałem z Nowego Sącza do Warszawy, pierwszy kolega, do którego się przyssałem, był chuliganem. Ja, mieszkając w małym miasteczku, w dodatku będąc najlepszym uczniem w szkole, byłem człowiekiem bardzo nieszczęśliwym, bo najlepszy uczeń z definicji jest człowiekiem bardzo nieszczęśliwym. I nagle poznałem chłopaka 
z którym się zaprzyjaźniłęm, a dodaje, był chuliganem strasznym. Maciej się nazywał, nie będę zdradzał nazwiska. Efektem tej znajomości było to, że rodzice przepisali mnie do innej klasy. Ten kolega był strasznym chuliganem, przy nim Maciek Maleńczuk to taki miły człowiek…

Czym właściwie dla Pana jest koleżeństwo?
Koleżeństwo jest ważne, jest strasznie ważne, bo ja w ogóle jestem człowiekiem strasznie sentymentalnie patrzącym na świat, bardzo lubię więzi. Jest mi strasznie blisko do kultury śródziemnomorskiej, gdzie się pije, tańczy… Takie sztamy to jest dla mnie czad! W Polsce nie jest to niestety takie częste, bardzo się pogubiliśmy w tej chwili w poszukiwaniu pieniędzy, pracy lepszej. Jesteśmy jeszcze krajem, który miał to koleżeństwo prawdziwe, typu Powstanie Warszawskie i tak dalej, takie najprawdziwsze jakie mogło być. Potem się w tym wszystkim pogubiliśmy a teraz jeszcze tym bardziej. Ale wrócimy jeszcze do tego. Koleżeństwo, reasumując, jest czymś takim, co daje bazę. To jest baza. Bazą kulturową. Są koledzy, miejsce w którym się mieszka, park, pierwsze przedszkole, pierwsi koledzy. Koledzy to jest strasznie ważna sprawa.

Ma Pan dobrych kolegów?
Tak, mam dobrych kolegów. Myślę sobie, że ja jestem taką osobą bardzo lgnącą do ludzi 
i myślę, że oni to doceniają. Ja lubię ludzi, lubię się z nimi spotkać, lubię wypić wino, lubię 
z nimi pogadać, lubię z nimi poplotkować. Myślę, że mam mnóstwo kolegów. 

A teraz o "Voo Voo". Jak Pan myśli, w czym tkwi fenomen Pańskiego zespołu? Czy to festyn, czy koncert w małym klubie, zawsze jest wyjątkowo…
To nie jest do mnie pytanie, to pytanie do publiczności. Ja nie wiem! My gramy po prostu najlepiej jak umiemy, staramy się to robić jak najlepiej. A w czym tkwi fenomen…? Ja wiem, że każdy koncert gram tak, jakby miał to być mój ostatni koncert. A w czym tkwi ten fenomen…? Nie umiem odpowiedzieć.

Kończy Pan koncert z "Voo Voo", wchodzi Pan po chwili grając kolejny koncert, bez odpoczynku, wraz z Maleńczukiem. Skąd się bierze ta energia?
Żebym to ja wiedział. Ja uwielbiam granie, dzień bez grania, dzień bez muzyki to dzień stracony. Ja cały czas gram, nawet jak nie gram, to gram. Całe moje życie jest muzyką. Takich sytuacji jak dzisiaj, że gram dwa koncerty pod rząd, to mi się zdarza rzadko. Kiedyś częściej. Kiedyś grałem nawet 3, 4 koncerty pod rząd. Teraz rzadziej. Ale daje rade, to bardzo metafizyczna rzecz. Obydwa zestawy, "Voo Voo" oraz Maleńczuk&Waglewski wymagają bardzo dużych emocji. Nie można sobie wyjść i zagrać. To są emocjonalnie mocne rzeczy. Prawdą jest, że dawno nie grałem takiej sytuacji i nawet byłem zły na menadżera, że zrobił taką historię jak dzisiaj, ale… podobało mi się. Było tak, że ten koncert 'Voo Voo" mnie tak jeszcze zdopingował do tego drugiego koncertu. Nie chciałbym, ażeby to było regułą, ale dzisiaj rzeczywiście było tak, że jeden koncert mnie napędził do drugiego, zatem fajnie, że to wszystko wyszło po myśli menadżera (śmiech).

Wie Pan o co zapytam na koniec? Zapytam o Maleńczuka. Maleńczuk 
i Waglewski to bardziej koledzy na gruncie prywatnym, czy bardziej koledzy z pracy?
Ja go kocham. Ja go kocham jako człowieka. To jest facet trudny, piosenkarz, taka menda. A z drugiej strony, jest to ktoś. Ktoś w sensie osoba, bo kiedy się pojawia, to widać, że się pojawia. Można go lubić, można go nienawidzić. Ja go lubię, znam go 
z różnych sytuacji. Znam go z sytuacji, gdzie go nie lubiłem i nie lubię, znam go z sytuacji, gdzie go lubię i uwielbiam. Dla mnie jest to kawał artysty. Ja nie pracuje z ludźmi po to tylko, żeby się tak poocierać. Jest to człowiek, z którym mi się dobrze współpracuje, aczkolwiek trudno. 

                                                                       (rozmawiał: Wiesław Czesław)

 



10-07-2007

/ pozostałe wywiady
Kalendarz imprez
Sfinansowano w ramach Kontraktu dla województwa lubuskiego na rok 2004

Copyright © 2004-2024. Designed by studioPLANET.pl. Hosting magar.pl