Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Zrozumiałem.
Gorzów Wielkopolski

Lubuskie warte zachodu
 
 
 
 
Logowanie
 
 
 

nie jesteś zarejestrowany?
wpisz proponowany login i hasło, a przejdziesz do dalszej części formularza..
Wywiady

Krzysztof Marek Bąk

Krzysztof Marek Bąk - artysta, grafik, wykładowca grafiki komputerowej
w Katedrze Grafiki Instytutu Sztuki Wydziału Artystycznego w Cieszynie Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

W lutym i marcu w Galerii Azyl Art Grodzkiego Domu Kultury w Gorzowie mamy przyjemność oglądać wystawę poświęconą Pańskim grafikom. Dlaczego zdecydował się Pan na wystawę akurat w Gorzowie? Czyja to była inicjatywa?
Gorzów jest dosyć dużym, znanym ośrodkiem. Dla artysty wystawa w takim mieście to duży prestiż. O Galerii Azyl Art w Grodzkim Domu Kultury dowiedziałem się rok temu przez Internet. Od razu mi się spodobała. Skontaktowałem się z Panem Zbigniewem Siwkiem, który obejrzał moje prace i zaproponował mi wystawę. Poza tym ogromny sentyment do tego miasta. Dziesięć lat temu spędziłem tu z żoną jeden dzień podczas jednej z naszych wypraw. Do tej pory bardzo miło wspominamy bar koło dworca.

Jak zaczęła się Pańska przygoda z grafika komputerową?
Wszystko zaczęło się od tego, że mój tatuś poznał mamusię w Lipianach niedaleko Gorzowa. Tak naprawdę to od dziecka lubiłem malować, potem liceum, studia, uczelnia -  wszystko w jednym kierunku. Grzeczna akademicka droga bez poślizgów i zwątpień. Dostałem do rąk pierwszy program graficzny, usiadłem przy komputerze i cały czas, nieprzerwanie zajmuję się grafiką. Trochę pewnie pomogło naturalne, wrodzone zamiłowanie do tworzenia wystaw.

Jest Pan nie tylko artystą, ale także wykładowcą na Uniwersytecie Śląskim. Wszyscy wiemy, że na ASP  bardzo trudno się dostać. Czy mógłby Pan podpowiedzieć, jak to zrobić?
To pytanie powinno być skierowane do bardziej doświadczonych wykładowców niż ja. Problem ze studiami plastycznymi polega na tym, że wszyscy wiedzą o co chodzi, ale nikt nie potrafi tego zdefiniować. Potrzebne są dwie rzeczy. Pierwsza to iskra wynikająca
z talentu. To jest łatwo w kimś dostrzec, ale trudniej zdefiniować. To pewna ekspresja kreski, koloru. Niemożliwa do opisania, dlatego potrzebna jest cała komisja, żeby to stwierdzić. Na przykład piękno. Każdy wie, czym jest dla niego piękno, potrafimy odróżnić rzeczy piękne od niepięknych, ale jednocześnie nie jesteśmy go w stanie jednoznacznie określić słowami. To taka wewnętrzna, wrodzona estetyka. Jednocześnie trzeba mieć wyrobioną pewnego rodzaju biegłość warsztatową oraz umiejętność obserwacji.
To akurat jest stosunkowo łatwo opisać. Wiemy jak jest zbudowany człowiek. Nikt przecież nie narysuje mu trzech nóg czy dodatkowej głowy. To jest ta druga rzecz.

Wiemy, że młodzi ludzie kontynuują naukę na wyższych uczelniach po to, by poszerzyć swoją wiedzę i nauczyć się czegoś nowego, ale, mimo wszystko, wybierając się na Akademię Sztuk Pięknych coś już trzeba umieć. Co?
Każdy kandydat musi przynieść ze sobą tzw. „teczkę”, czyli około 20-30 swoich prac (rysunek i malarstwo). I w zależności od kierunku studiów - zdjęcia, rzeźby i inne. Można też przynosić prace własne, czyli abstrakcje i „fantasmagorie”, ale jedynie jako dodatek do „teczki”. To jedna rzecz. Druga to niemałe przygotowanie do rysunku i malarstwa studyjnego. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej potrzebna jest wiedza ogólnohumanistyczna oraz znajomość historii sztuki. Oczywiście wszystkie uczelnie artystyczne przyjmują chętniej osoby z maturą z historii sztuki, ale to nie jest warunek.

Po zdaniu wszystkich egzaminów i spełnieniu wszystkich kryteriów…
…i z ogromną dawką szczęścia! To też jest ważne.

Tak. Po dokonaniu tego wszystkiego młody człowiek myśli, że to już po wszystkim, a tak naprawdę „wszystko”, czyli nauka, się dopiero zaczyna. Czego młody człowiek może się nauczyć na ASP?
Specyfika studiów plastycznych polega na tym, że tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak nauka. Leszek Żbikowski, którego jestem asystentem, i ja, tak naprawdę nie uczymy studentów. My pomagamy im wydobyć z siebie wiedzę, którą oni w sobie już mają. Staramy się wskazać im różne malutkie dróżki, tak by oni dzięki nim odnaleźli właściwą drogę. Wiedzę plastyka można by porównać do wyćwiczonej wrażliwości. W pracowni pomagamy uczniom oswoić warsztat, ale to tak naprawdę tylko umiejętność, a wiedzę, polegającą na wrażliwości, trzeba w sobie odkryć. Są takie osoby, które nie potrafią się odnaleźć w malarstwie, ale są świetnymi rzeźbiarzami. Są też tacy, którzy w niczym nie są dobrzy. Student może posiąść czysto teoretyczną wiedzę, ale bardziej chodzi o ducha,
a nie o literę, a my staramy się im pomóc w definiowaniu samych siebie. Tak, by odczuwali osobistą potrzebę zmiany w czasie.

Wiemy już, czego można się nauczyć na ASP, ale co można potem robić posiadając już wymienione przez pana umiejętności? Bo to chyba najbardziej nurtujące młodych ludzi pytanie. Co potem?
To jest piekło! Boli mnie potwornie takie materialne podejście do studiowania. To jest najpiękniejszy etap poznawania siebie, rozwijanie własnej wrażliwości. Wykładowcy mają nam pomagać otworzyć oczy. Co można robić po studiach plastycznych? Wszystko! Ogranicza nas jedynie wyobraźnia. Pracownia reklamowa - jeżeli ktoś wytrzyma nerwowo. Własny warsztat malarski, kariera akademicka. Błędem jest wybieranie studiów pod kątem dalszej pracy. Po ASP można równie dobrze zostać gosposią, motorniczym, adwokatem, rolnikiem. Tak jak po każdej innej szkole. Jeżeli chcemy uprawiać sztukę, to powinniśmy wybrać te studia. Prof. Tarasewicz powiedział kiedyś „Rób to, co kochasz, a forsa sama przyjdzie”.

                                                                         (rozmawiała: Urszula Trębaczewska)



1-03-2006

/ pozostałe wywiady
Kalendarz imprez
Sfinansowano w ramach Kontraktu dla województwa lubuskiego na rok 2004

Copyright © 2004-2025. Designed by studioPLANET.pl. Hosting magar.pl