Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Zrozumiałem.
Gorzów Wielkopolski

Lubuskie warte zachodu
 
 
 
 
Logowanie
 
 
 

nie jesteś zarejestrowany?
wpisz proponowany login i hasło, a przejdziesz do dalszej części formularza..
Wywiady

Brad Terry - Muzyka jest pierwszym moim językiem

Rozmowa z Bradem Terrym, amerykańskim jazzmanem - klarnecistą
i gwizdaczem, prowadzącym w Gorzowie Małą Akademię Jazzu, który 30 kwietnia zagrał w Jazz Clubie "Pod Filarami" wspólnie z Trio Pawła Kaczmarczyka

Jest wielu muzyków udających gwiazdy. Pan należy do największych jazzmanów na świecie i bardzo ceni sobie pracę z tymi najmniejszymi 
- z dziećmi. Dlaczego one są tak ważne?
One są przyszłością muzyki. Jeżeli muzyka ma być kontynuowana, to właśnie oni muszą to robić. Ja wiecznie nie będę się tym zajmował (śmiech). Będę zmęczony, położę się na kanapie, wyciągnę nogi i będę oglądał telewizję (śmiech).

Mam nadzieję, że nieprędko…
No nie wiem, to całkiem dobry pomysł… (śmiech)

Przyjeżdża pan do Gorzowa od piętnastu lat. Jak to się stało, że związał pan swoją karierę z naszym miastem?
Podczas mojego pierwszego pobytu w Polsce trochę podróżowałem. Spotkałem wielu muzyków, w tym Jarka Śmietanę, który podczas mojej drugiej wizyty w Polsce zaprosił mnie tutaj na koncert. Przygotowywaliśmy się do koncertu, sprawdzaliśmy dźwięk, instrumenty. Zagraliśmy w duecie klarnet - fortepian. To było wspaniałe i zaczęło się czternaście lat temu właśnie w tym miejscu.

Jak często odwiedza pan nasz kraj?
Przyjeżdżam od cztrenastu lat co roku, za wyjątkiem zeszłego. Czuję się tu jak w domu. Bardzo poważnie rozważam sprzedanie domu w Stanach i przeprowadzkę do Polski.

I gdzie by się pan osiedlił?
Tego nie wiem.

Co myśli pan na temat potencjału muzycznego naszej młodzieży?
Jest niewiarygodny. Usłyszy pan dzisiejeszego wieczoru, jakie to jest wspaniałe. 

Podróżuje pan po całym świecie. Czym, pod względem muzycznym, różnią się dzieci i młodzież w różnych krajach?
Jeżdżę głównie po Polsce i Stanach Zjednoczonych, byłem także gdzienie gdzie
w Europie. Różnica polega na tym, że w Polsce dzieci zaczynają mieć do czynienia
z poważną muzyką, gdy są bardzo młode, w szkołach muzycznych. W Stanach nie mamy szkół muzycznych, a dzieci zaczynają uczyć się grać znacznie później. Gdy prowadzę warsztaty w USA, muszę dopiero uczyć, jak grać na instrumencie, gdy tutaj nikomu nie muszę tego pokazywać. Dzieci już wiedzą, jak grać. Podstawy są już przygotowane.

Czy ma na to wpływ większe umuzykalnienie niektórych narodowości?
Wszędzie można znaleźć dobrych muzyków.

Co daje panu tyle energii i zaangażowania w to, co pan robi?
Nie mam pojęcia. Lubię grać, lubię muzykę. Jestem samolubny i robię to, bo daje mi to radość.

Jaka byłaby pańska rada dla chcących zostać muzykami?
Znaleźć sobie inną pracę (śmiech). Biznes muzyczny jest bardzo trudny. Mając specjalny talent możesz przeżyć, ale jest w Stanach bardzo wielu świetnych muzyków, którzy ledwo wiążą koniec z końcem. Mnie też jest bardzo ciężko, wcale nie zarabiam dużo pieniędzy.

Ale dla pana jest to coś ważniejszego niż pieniądze…
Aboslutnie. Choć czasami trzeba też jeść, płacić rachunki, raty. To wszystko kosztuje,
a muzyka jako sposób na zarabianie piniędzy, wcale nie jest łatwa. Ja też musiałem robić wiele innych rzeczy, np. byłem kierowcą autobusu szkolnego, miałem firmę ścinającą drzewa.

A teraz czymś się pan zajmuje?
Teraz nie robię nic innego, tylko gram i dlatego nie mam w ogóle pieniędzy (śmiech).

Czy będąc muzykiem trzeba być silnym psychicznie?
Bycie muzykiem wymaga wiele podróżowania, ciężko jest mieć rodzinę, ale mogę grać muzykę taką, jaka mi się podoba i wtedy, kiedy chcę, a także podróżować.

Nie żałuje pan swego wyboru?
Nie, w ogóle.

Dlaczego właściwie gra pan akurat na klarnecie?
Kiedy byłem mały, grałem na flecie prostym. Nie uczyłem si e dobrze, nie odrabiałem zadań, chciano mnie wyrzucić ze szkoły. Moim sąsiadem był Benny Goodman, którego rodzice poprosili o radę, co ze mną zrobić. Dajcie mu klarnet - powiedział. Była też wtedy promocja, że przy zakupie klarnetu dostawało się trzy darmowe lekcje. Poszedłem na te trzy lekcje, a potem sam się uczyłem.

Był to zatem przypadek?
Nie, było to z powodu Benny Goodmana, wówczas jednego z największych nazwisk
w przemyśle muzycznym. Nawet nie znam nut, ani akordów. To tak jak z małymi dziećmi, np. 5-letnimi, które umieją wspaniale mówić. Nie potrafią pisać ani czytać, nie mają pojęcia o gramatyce. Jak to robią? Po prostu słyszą i w ten sposób się uczą. Tak właśnie ja uczę się muzyki. Jeśli coś dobrze brzmi, to znaczy, że jest to dobre. Czasami słyszę dobre dźwięki, a czasami złe. I nie potrzebuję znać nut.

Magia?
Nie, to zupełnie naturalne, podobnie jak u tych dzieci władających biegle językiem. Wielu ludzi mówi w drugim języku bez umiejętności pisania w nim. W moim przypadku muzyka jest pierwszym językiem, a angielski drugim (śmiech).

                                                                                      (rozmawiał: Karol Ziółkowski)


25-05-2005

/ pozostałe wywiady
Kalendarz imprez
Sfinansowano w ramach Kontraktu dla województwa lubuskiego na rok 2004

Copyright © 2004-2024. Designed by studioPLANET.pl. Hosting magar.pl