DKF „Megaron” | „Żelary” Podczas ostatniego spotkania z cyklu „Reżyserskie wizje” w Dyskusyjnym Klubie Filmowym "Megaron" odbył się pokaz obrazu Ondreja Trojana pt. „Żelary”.
Rozpoczyna się druga wojna światowa. Młoda Czeszka, Eliska, działa w ruchu oporu. Poza tym pracuje jako pielęgniarka. Gdy okazuje się, że jest zmuszona uciekać przed niemieckimi okupantami, którzy wpadli na trop tej podziemnej działalności, zostaje wysłana do Żelar. Jest to rodzinna wieś Joziego, mężczyzny, któremu Eliska swego czasu uratowała życie, ofiarowując swoją krew podczas operacji.
Tym, co najbardziej udało się autorom „Żelar”, jest doskonałe rozplanowanie czasu akcji. Zaledwie podczas 10 pierwszych minut w sposób klarowany poznajemy naszą bohaterkę, a także jej podziemną walkę z Okupantem. Jest jej praca, jest również jej miłość. Następnie wraz z Eliską wyruszamy w podróż, która kończy się w Żelarach. Dzięki temu, że twórcy aż tyle czasu przeznaczyli na niełatwe przecież zadomowienie się tej młodziutkiej kobiety w kompletnie niepasującej do niej wsi, widz mimowolnie również staje się członkiem tej urokliwej społeczności. Ich zwyczaje, wzajemne ciepło, obrona, ciężka praca, wizyty walczących żołnierzy - wszystko to składa się na piękny obraz niemal idyllicznej prowincji gdzieś tam na końcu świata. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie docierające i tu echa wojny.
Te kilka lat z życia Eliski pięknie obrazuje na ekranie jej przemianę. Z kobiety odważnej, światłej, staje się typową, choć może nieco bardziej wyciszoną od pozostałych, mieszkanką wsi. Co jednak zadziwia najbardziej, trudno odebrać jej nowy wizerunek jako krok w tył. Nie. To jej własne zwycięstwo nad sobą samą. To siła jej osobowości, ale także siła uczucia, które połączyło ją i Joziego. A na samym początku przecież byli od siebie tak bardzo odlegli…
„Żelary” to film, który pomimo swoistej epickości jest kolejnym sztandarowym reprezentantem kina czeskiego. Ten ciepły humor, brak jakiegokolwiek moralizatorstwa… Na ekranie tylko obserwacje, tylko człowiek. Dlatego tym bardziej szkoda, że film Trojana do końca nie pozostał dziełem czeskim. Bo jest tu nieco amerykanizacji, charakterystycznej dla produkcji tego typu. Od poszczególnych scen zaczynając, na samej muzyce kończąc. Obyłoby się bez tego. Bo to, co Trojan robi z pozostałą częścią filmu, to coś naprawdę poruszającego.
Tekst: Marcin Kluczykowski Fot. http://www.film.gildia.pl/filmy/zelary/posters/poster02/*sen/
2-02-2009
/ sprawozdania z tego miesiąca
|