DKF „Megaron” | „Paranoid Park” W czwartek, 9 października 2008 r., w Dyskusyjnym Klubie Filmowym „Megaron” Miejskiego Ośrodka Sztuki został pokazany ostatni film Gusa Van Santa pt. „Paranoid Park”.
Nastoletni Alex mógłby swobodnie uchodzić za jednego z wielu typowych amerykańskich nastolatków; należy do subkultury skateowskiej, jeździ na deskorolce, ma sporo znajomych, atrakcyjną dziewczynę, jego rodzice się rozwodzą. Jest jednak w jego postawie coś, co odróżnia go od pozostałych.
Cały film, będący zresztą wierną adaptacją książki o tym samym tytule, ma bardzo ciekawą konstrukcję fabularną. Otóż ciąg zdarzeń zostaje przedstawiony w sposób nieregularny poprzez śledzenie zapisków w dzienniku oraz myśli bohatera. Tak więc brak w filmie linearnej narracji. Widziane już sceny powracają w zmienionej wersji, nierzadko przerywane przez rozważania głównego bohatera nt. jego codzienności, pasji (częste ujęcia toru skatingowego) oraz pewnego incydentu, który swobodnie mógłby w sposób diametralny na stałe odmienić jego życie. Otóż Alex przez przypadek zabił kolejowego strażnika. Nie było to absolutnie nic naumyślnego, jednak dręczące nastolatka wyrzuty sumienia, podsycane przez węszącą policję, budzą w nim coraz większe wątpliwości.
Największa zaletą filmu jest jego bohater. Bardzo wiarygodnie odegrany przez naturszczyka, Alex, jest osobą daleko odbiegającą od stereotypów. Często nieobecny, aspołeczny, jak sam mówi o sobie podkochującej się w nim dziewczynie, żyje jakby na dwóch poziomach. Cały film Van Santa jest zapisem właśnie tej skomplikowanej egzystencji. Zamknięcie w sobie głównego bohatera mogłoby utrudniać wejście w jego psychikę, jednak twórca poprzez narzuconą sobie samemu konstrukcję fabuły, tak zwinnie potrafi poprowadzić główną postać, że z czasem zbędnymi stają się słowa i gesty. To widać w jego oczach, w otaczającej go ciszy, w doskonałej scenie pod prysznicem, podczas której zdaje się podejmować decyzję, czy ma milczeć, czy też nie. Morderstwo staje się więc dla bohatera próbą analizy własnej osobowości, a także potoku wątpliwości co do racji własnego postępowania. Za to oglądający może jedynie je ocenić, co podpowiada zresztą otwarte zakończenie.
Widz, wchodząc z Van Santem w środowisko skate’ów, zapewne nie spodziewa się kina tak bardzo psychologicznego. Van Sant zaskakuje nie tylko sposobem podejścia do tematu, ale i konstrukcją, i wiarygodnością swego dzieła. I choć, prócz momentów doskonałych, zdarzają się tu i sceny słabsze, całość prezentuje się bardzo dobrze. Widać, że pomimo kontynuowania elementów poetyki swych poprzednich filmów (jak chociażby „Słoń”), Gus Van Sant ciągle idzie do przodu.
(tekst: Marcin Kluczykowski)
20-10-2008
/ sprawozdania z tego miesiąca
|