„Moim zdaniem”, cz. XI /malarsko, muzycznie, teatralnie/ Redakcja GIIK otrzymała kolejny list od Marka Piechockiego. Tym razem są to wrażenia i refleksje z pobytu w gorzowskich instytucjach kultury: BWA, GDK i Jazz Clubie „Pod Filarami”. Dziękujemy za znakomity, jak zawsze, tekst.
„Takie to popołudnie i wieczór sobotni – najpierw BWA, później GDK. Potem jeszcze na chwilę „podfilarkowo”. Syty wrażeń niedzielę w domu spędzam, bo to najpierw - żeby Kubicę i Małysza obejrzeć, ten felietonik napisać, ale też by u żony punktów nałapać, że nie wychodzę „na kulturę”. /Wychodzę – czytaj – „wyłażę”/. Może to i się nazywa teraz jakoś inaczej – dla mnie zawsze zostanie Biurem Wystaw Artystycznych, nie tylko, że to nazwa właściwa, ale też i z sentymentu – swego czasu miałem to szczęście pracować w nim „pod” dyrektorem Jerzym „Gąsiorem” Gąsiorkiem. Była jeszcze tam Ewa Hornik, śp. Andrzej Obremski i Waldek Mora. I robiliśmy wystawy. Andrzeja Gordona też. Na ścianie mojego pokoju jeden rysunek tuszem Andrzeja. Jeden z tych, które na osobności, nielicznym pokazywane były – „pornograficzne”. Mój Boże, jakaż to pornografia…? Św. Tomasz z Akwinu: „Sztuka nie wymaga, by artysta dobrze postępował, leczy by tworzył dobre dzieło”. Cytuję, bo bardzo podobało mi się ostatnie zdanie z wystąpienia /podczas otwarcia wystawy/ Renaty Ochwat, kiedy to wspominała o haniebnym głosowaniu - „przeciw”- radnych którejś tam kadencji /co za różnica, której/, by nie nazwać kawałka ulicy mianem „Zaułek Andrzeja Gordona” – bo pijak i kobieciarz! Tym sposobem można by – oczywiście głosując demokratycznie – zlikwidować w miasteczku G. kilkanaście ulic. Np. Fryderyka Chopina – a to za to np., że „żył” w konkubinacie przez lat bez mała dziesięć z George Sand. Albo chociażby za zachowanie się wobec wydawców jego muzyki. Dotrwały do naszych czasów listy, w których to pisał w jaką część ciała mają go pocałować. I tak by można wyliczać i wyliczać nazwiska z topu światowej i polskiej kultury. Andrzej Gordon był artystą, człowiekiem o swoistej wyobraźni, zachowaniu. Miał wady, jak każdy z nas. Ale czy ci, którzy go pamiętają – jak ja – zachowują w pamięci tylko momenty kiedy był pijany, czy też te kiedy dzielił się z nami swoim spojrzeniem na świat, sztukę, na to, co w niej dobre, a co złe. Pokazywał swoje obrazy, rysunki – w nich swoją duszę! Obnażał się swoją sztuką – to zawsze kosztuje! Dla mnie pozostanie zawsze artystą, owszem na „rynku” ogólnopolskim – co też Renata Ochwat napisała – - niedocenionym. A szkoda. Bo ja w zachwyceniu obchodziłem salę BWA – w kolejnym zachwyceniu! A Renacie Ochwat gratuluję pomysłu napisania, Bibliotece Wojewódzkiej wydania albumu o artyście. Naszym Artyście. Dobrze, że miasteczko G. ma to 750-lecie – przy tej okazji i ten album.
Po atrakcjach w BWA pojechałem do Grodzkiego Domu Kultury, zwabiony nie tylko zapowiedzią spektaklu Kreatur, ale także możliwością posłuchania zespołu Kawałek Kulki. Ale kawałek z Kawałka Kulki się rozchorował i występ odwołano. Za to miałem, mieliśmy – - bo, jak zawsze publiczność dopisała /wiele osób stało z tyłu/ - możliwość posłuchania mini recitalu aktorki z Teatru Białego w Olsztynie, pieśniarki Marty Andrzejczyk. Nooo, uczta prawdziwa! Szkoda tylko, że taka krótka! Kilka piosenek, w większości o tematyce funeralnej – pięknym głosem, aktorsko zaśpiewanych. Z niezwykłą umiejętnością frazowania – co przy podkładzie muzycznym z CD nie bez znaczenia!! Z drugiej strony jak to teraz fajnie – nie trzeba zespołu, by móc zaśpiewać! Choć znacznie trudniej. A u Marty nie tylko głos – jeszcze umiejętności aktorskie: mimika twarzy, ruch sceniczny, ciałem, wykorzystanie rekwizytu – tutaj - jasny płaszcz zagrał w kilku znaczeniach! Nie dziwię się, że z tym talentem, który posiada, jest zapraszana do wspólnych projektów np. z Mirosławem Czyżykiewiczem. „Radosny żywot głupka” na podstawie powieści Krzysztofa Jaworskiego – to „głupka” – - może o mnie? Bo tak jest, że ktoś jest głupkiem, albo – robi się z niego – głupka. Jeśli chodzi o mnie to często – jeśli nie głupka to półgłupka. Co najmniej! Tak czy inaczej można nim być! „Swobodnie” – jak mawiał kolega S. Refleksje, które towarzyszyły mi podczas znakomicie /jak zawsze/ zagranego spektaklu były różne. Ale bawiłem się cały czas – - gdyby pominąć /chociaż za bardzo się nie da!/ warstwę psychologiczną przekazu – grą wszystkich aktorów kreaturowych, bo i oni bawili się graniem dla nas – ta niezwykła lekkość trudnych przecież dialogów, przekazywanie treści w wymyślonych i wyraziście prostych gestach, przy specyficznej i dostosowanej muzyce… Choćby taki jeden przekaz – kiedy to Konrad Stala zabiera od skrzypaczki /Magdalena „Tekla” Turłaj z zespołu Kawałek Kulki – dobra/ instrument, by pokazać „stworzonemu” przez siebie mężczyźnie kształty kobiety... jakże proste... Podobało też się rockowe „bicie piany”, nakręcanie widowni – dla mnie zawsze jest to bardzo smutne, kiedy to tzw. idol wykrzykuje ze sceny jakieś nieartykułowane dźwięki, a widownia w zachwyceniu ryczy to samo … Czasem robią to politycy … Konrad - byłeś dobry w tym wczoraj wieczorem. Tylko czy ten uzasadniony przekaz znajdzie swoje zastosowanie w życiu… czy pozostaniemy głupkami… Nadal? Tak więc ucztowałem /ze sztuką/ w GDK. Przy stole Alina Czyżewska, Katarzyną Pielużek, Magdalena Turłaj, Przemek Wiśniewski, Ignacy Żytkowski i Konrad Stala, nooo i ja – - „głupek”/?/.
Na herbatę z malinami pojechałem do Jazz Clubu „Pod Filarami”. Herbatka była super – - pani Ewa taką robi! Na zamówienie. Ale też i piwko z cytryną - ponoć dobre – ale nie próbowałem. Muzyczka Sweden–Poland Jazz – porywająca. Zachwycił wibrafonista Dominik Bukowski.
PS. Kubica nie dojechał, Małysz nie doskoczył!”
tekst: Z. Marek Piechocki fot. Przemek Wiśniewski
19-03-2007
/ sprawozdania z tego miesiąca
|