Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Zrozumiałem.
Gorzów Wielkopolski

Lubuskie warte zachodu
 
 
 
 
Logowanie
 
 
 

nie jesteś zarejestrowany?
wpisz proponowany login i hasło, a przejdziesz do dalszej części formularza..
Relacje

"Moim zdaniem", cz. X /tylko wrażenia/

Redakcja GIIK otrzymała kolejny list od Marka Piechockiego. Tym razem opowiada on o swoich wrażeniach z koncertu w gorzowskiej katedrze.

"W niedzielne popołudnie zaprzyjaźnialiśmy się z muzyką Renesansu - my - w sumie przecież wspólnicy: Katedra, słuchacze, muzycy, instrumenty…  Do tego kilka kamer, mikrofony, aparaty fotograficzne, jako że media programu "Osiem koncertów na osiem wieków miasta" nie odstępują. I dobrze.
A więc muzyka Renesansu, który tak naprawdę nie wiadomo kiedy się zaczął i kiedy skończył. Bo tyleż teorii, co znawców i specyfiki krajów, gdzie swoje kręgi roztaczał we wszystkich twórczych dziedzinach. U nas, w Polsce, nieco później niż we Włoszech, gdzie się rodził. Ale, ale... miały być tylko wrażenia...
Dwie panie /śliczne/ i dwóch panów w strojach z epoki. Pierwsza Pani - długie włosy 
w lokach - w pięknej sukni stosownie stonowanym sopranem "na sposób kościelny", więc bez muzyki rozpoczyna koncert pieśnią "Zdrowa bądź Maryjo" - tutaj zastosowaną do programu jako modlitwa poranna. Bo dowiedzieliśmy się za chwilę, że posłuchamy pieśni 
i muzyki instrumentalnej towarzyszącej dworowi w ciągu całego dnia. Tak więc wspomniana już modlitwa, pieśni - wyznania miłosne, muzyka do tańca i pełna zadumy -
- wieczorna. A wszystko to na głos i kilkanaście instrumentów: wirginał, skrzypce, fidele, piszczałki, flety, krumhorny. Szkoda tylko, że w Katedrze nie ma kominka, przydałoby się chociaż kilkanaście świec wokół grających - bo, że my marzliśmy to nic - co rusz trzeba było stroić schładzające się instrumenty…
Przy wirginale Pani druga - włosy ciemne, upięte w zgrabny kok - delikatnymi palcami po jakże delikatnej klawiaturze instrumentu. Wprawdzie to nie oryginał, ale jego konstrukcja, wygląd sprawiające wrażenie jakiejś niezwykłej subtelności - takież i dźwięki. Nieco zbliżone do klawesynowych, ale łagodniejsze, o mniejszej nośności. Ale przecież i obaj panowie - ten na skrzypcach czy fidelach i ten od instrumentów dętych - wszyscy  razem grali tak, by żaden z instrumentów nie brzmiał głośniej niż inne. To takie granie bez jakiś szczególnych wzlotów, równe, "bez popisowe" - jeśli solo - to tylko głos. Jakże cudnie brzmiący, kiedy to pani Ada Bujak szła od drzwi Katedry w kierunku ołtarza i swoim sopranem śpiewała dla nas sceny pasyjne. Jakże cudnie, kiedy cały zespół swoim specyficznym bez jakiejś szczególnej ekspresji dźwiękiem - spokojnym i wyważonym -
- stosownym i jakim przystało na muzykę tamtych czasów, przenosił nas do komnat królewskich … do Renesansu … Roztkliwiam się, ale tak to jest - muzyka potrafi przenieść w bardzo odległe czasy, rejony…
A przenosili nas: Ada Bujak - sopran, Justyna Dolot - wirginał, Aleksander Tomczyk -
- instrumenty dęte /prowadzenie koncertu/ i Artur Łuczak - skrzypce, fidele. W całości to -- Zespół Studium Musicae Cracoviense FLORIPARI z Krakowa."

                                                                                             (tekst: Z. Marek Piechocki)



13-03-2007
/ sprawozdania z tego miesiąca
 
Komentarze


brak komentarzy

zaloguj się aby móc komentować ten artykuł..

Kalendarz imprez
Sfinansowano w ramach Kontraktu dla województwa lubuskiego na rok 2004

Copyright © 2004-2024. Designed by studioPLANET.pl. Hosting magar.pl