Jacek Kortus w Filharmonii Gorzowskiej Niedziela, 15 marca 2015 roku
Oj, mam zaległości w pamiętnikowym pisaniu. Od czwartku ani słowa. A teraz już niedzielny przedwieczerz. Za szybami okna szarówka ale na parkingu jeszcze czujniki nie zapaliły lamp. Pewnie za niedługą chwilę, za kilkanaście zdań które napiszę. A dlaczego ja o tych lampach - bo w ich świetle niezwykle tajemniczo wygląda mój miniaturowy lasek, który naprzeciwko mojego okna posadziłem kilka lat wstecz. Sosny, sumaki, brzozy i jedna wierzba zdobią naturalną skarpę pomiędzy blokami. Sąsiad dosadził dwie akacje. W tym roku powinny już zakwitnąć. Pamiętam, w dzieciństwie jedliśmy akacjowe kwiaty. Taki specyficzny smak, zapach.
W słuchawkach powtórka piątkowego wieczoru w Filharmonii Gorzowskiej - Koncert Es - dur Ferenca Liszta - za klawiaturą fortepianu Lang Lang.
Kiedy jesienią dostałem folder z całorocznym programem Filharmonii Gorzowskiej i zobaczyłem, że 13 marca 2015 roku właśnie ten koncert zagra Pan Jacek Kortus to pomyślałem sobie - dożyć i posłuchać, być w filharmonii, spotkać się z Jackiem, mieć możliwość porozmawiania. Piszę "z Jackiem" bo znamy się od kilku dobrych lat. Pamiętam Jego wykonania muzyki Fryderyka Chopina na Międzynarodowych Konkursach Chopinowskich w Warszawie. W 2005 roku zdobył wyróżnienie, które otworzyło Mu sale koncertowe na całym świecie. Grał w dwudziestu dwóch krajach. Z tych najdalszych to Chile, Brazylia, Japonia, Chiny, USA, Meksyk.
Czasem, nam ludziom, dopisuje szczęście. Przytrafia się to, o czym zamarzyliśmy. I tak mogłem nie tylko w piątek posłuchać gry Jacka ale i być na próbach z orkiestrą, rozmawiać. Nie tylko z Nim, ale także z Nadią żoną pianisty. A przecież Nadię znam od lat - wszak to gorzowianka. Także grająca na fortepianie. Wspominam dzisiaj Jej interpretację Ballady g - moll op. 23 Fryderyka Chopina na podfilarowym fortepianie! Ostatni raz widzieliśmy się trzy lata wstecz. Więc i ploteczki ale i rozmowy poważne. O muzyce, zauroczeniach nią. Jacek jest teraz asystentem "swojego" profesora Pana Waldemara Andrzejewskiego.
"Kiedy mam ważny występ, jak np. ten w F.G., zawsze gram przed Profesorem, czekam Jego uwag, oceny, takich końcowych doprecyzowań wykonawczych, interpretacyjnych. Jest to dla mnie ważne. Ciągle Profesor jest dla mnie autorytetem. Także w dziedzinie pedagogiki - uczę się od Niego postępowania ze studentami, sposobów komunikacji, prowadzenia dialogu tak by nie zrazić ani do ćwiczeń ani co do sposobu osiągania dobrego efektu wykonawczego. Tutaj - ważnym dawanie możliwości osobniczego traktowania utworu, jego interpretacji bez uszczerbku dla kompozycji".
"Robię to, co kocham. Chodzę to pracy, zarabiam na chleb i mam ten bonus, że sprawia mi to przyjemność". Artysta? "Staram się być normalnym człowiekiem. A swoje powołanie, talent próbuję wykorzystywać jak najlepiej, jak najlepiej najprawdziwiej wykonać to, co mam do zrobienia."
Sądzę, znając Jacka, że prawdziwe i prawdomówne jest to co powiedział w wywiadzie który znalazłem w Internecie: "Muzyka jest moją pasją, radością, miłością i szczęściem (…) stanowi cząstkę mnie, mojej osobowości. Doskonalenie warsztatu pozwala mi na coraz subtelniejsze jej odczuwanie, co w konsekwencji sprawia mi ogromną przyjemność. Tego, co dzieje się w moim sercu podczas występów, nie umiem i nie chcę określać w kilku słowach. Powiedziałbym, że jest to właśnie przeżywanie - tak różne, jak różne bywa życie".
Tak, to prawda. Miałem to szczęście obserwować Jacka Kortusa w czasie próby z orkiestrą (dyrygent - Pan Tadeusz Wojciechowski), później już w czas koncertu. Owszem, nauczyłem się słuchając po wielokroć esdurowego koncertu Ferenca Liszta. Mogłem więc śledzić warstwę muzyczną, interpretację. Jak Artysta artykułuje poszczególne dźwięki, pasaże. Jak używa pedałów. Jak nawiązuje relacje z orkiestrą, instrumentalistami. Cóż? To było porywające wykonanie! Nie jestem krytykiem by oceniać. Mogę napisać o swoich wrażeniach. A te wiodły w przestrzenie niedostępne na co dzień - wszystkim tym czego dostąpiłem w czas koncertu.
I tak bym to zapisał: niezwykła muzykalność Pianisty, umiejętność budowania nastroju, współpracy z orkiestrą - dialogowania, wirtuozeria manualna. Ta - jakże ważna w tym niezwykle trudnym technicznie utworze!
"Tak, to trudna do wykonania kompozycja. Może nie tak, jak koncerty Fryderyka Chopina - te przecież napisane w stylu brillant ale bardzo inna. Poszczególne części gra się bez pauz. Owszem, Koncert ma swoje trudności - jest bardzo zróżnicowany pod względem dynamiki ale przecież bardzo obrazowy a zmienność charakteru przebiega w sposób naturalny, płynnie co daje w sumie komfort gry".
"Ale ja, Marku, robię to co kocham więc nie sprawia mi trudności trudzenie się…"
Za oknem już ciemno, lampy włączone. Internet przestał działać. Nie mogę sprawdzić poczty więc piszę sobie tutaj tak (bo przecież rowerkiem dzisiaj lasami w południowych godzinach):
Przychodzę do ciebie z koncertami Fryderyka Chopina bardziej z ich drugimi częściami bo bardzo mi romantycznie
Jadę lasami cisza tutaj i powietrze lekkie niewielkim mrozem nie spieszę się pedałuję powoli
Teraz taki czas że nikogo na duktach pośród drzew a zresztą wiesz takie zielono - białe barierki bronią wjazdu samochodom więc cudnie pusto
Spokojność
Wprawdzie nie noc i nie wiosna ale i tak mi Chopinowe larghetta się układają
"Adagio od nowego koncertu jest E - dur. Nie ma być mocne, jest ono więcej romansowe, spokojne, melancholiczne, powinno czynić wrażenie miłego spojrzenia w miejsce, gdzie stawa tysiąc lubych przypomnień na myśl. Jest to jakieś dumanie w piękny czas wiosenny, ale przy księżycu".
I to był jedyny przypadek kiedy Fryderyk napisał o swojej inspiracji
Więc jadę tą swoją srebrną meridą myśli moje ukojne i przypomnienia lube z lata tamtego roku
Za niemały czas wiosna Ognisko Nów Zwiewność nocy
molto con delicatezza
Jeśli będzie kiedyś tomik z tych "przychodzę do ciebie" to może Jacek Kortus zgodzi się by właśnie jemu ten tekst dedykować?
Marek Piechocki
15-03-2015
/ sprawozdania z tego miesiąca
|