Spotkanie z poezją w ZUO Na Zapiecku Spotkanie pt. "Co było, co jest", z poetką Teresą Tomsią z Poznania Gorzów, ZUO na Zapiecku - 28 października 2014
Spotkanie otworzyła serdecznie witając poetkę i zebranych widzów, p. Barbara Schroeder, szefowa klubu Na Zapiecku, oznajmiając dzwoneczkiem początek... Przybliżyła też nieco sylwetkę bohaterki spotkania. Pani Teresa Tomsia pochodzi z rodziny Kresowian. Dzieciństwo i młodość spędziła w Świdwinie. Książka "Co było, co jest" była nominowana do nagrody ks. J. Twardowskiego. A p. Teresa dopowiedziała, że zawsze marzyła o tym, że będzie upowszechniać literaturę..., o wydawaniu tomików poetyckich. No i to w dorosłym życiu się spełniło.
Od roku 1981 mieszka w Poznaniu. Ukończyła polonistykę na UAM w Poznaniu i studium reżyserii. Pisze wiersze, scenariusze kabaretowe, teksty piosenek. Przez dwa lata współpracowała z Kabaretem Tey Z. Laskowika. Była tam na etacie konsultanta literackiego. Nie było to łatwe doświadczenie. W latach 1996-2001 prowadziła Klub Piosenki Literackiej "Szary Orfeusz". Debiutowała tomikiem poetyckim "Czarne wino" w Wydawnictwie Poznańskim. Jej twórczość publikowały różne czasopisma literackie. Także paryska "Kultura". W 1997 roku przebywała na stypendium Landu Badenii-Wirtembergii w Stuttgarcie. Jej poezja ma przekłady na język francuski i niemiecki.
Obecnie współpracuje z Wojewódzką Biblioteką Publiczną i Centrum Animacji Kultury Wielkopolski. Należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Ma na swoim koncie kilka tomików poetyckich i dwa śpiewniki. Pisze też prozę, eseje i szkice literackie. Za swoją pracę otrzymała kilka nagród i wyróżnień. W 2007 roku Medal Gloria Artis. Na początek przeczytała (właściwie powiedziała) jedną z pierwszych, napisanych przez siebie piosenek, z taką mniej więcej jedną ze strof: "Wczoraj dałeś mi różę... to tylko gest, nic więcej... Raz rozkwita i przemija, potem jest niczyja... Róża biała, róża śliczna, moja siostra patetyczna...".
A zaśpiewała bardzo ładnym lirycznym głosem inną piosenkę: "Jeszcze kiedyś mi skrzydła urosną... Na mchu głowę położyć zielonym... i na chwilę zapomnieć...". W tej działalności wydawniczej bardzo pomaga jej mąż Eugeniusz (obecny na spotkaniu). Mówiła też o swojej pracy z młodzieżą, o tym że pisała piosenki ambitne, które w tamtych czasach "nie szły". Nie chciała robić kariery estradowej. Uczyła dzieci w SP i w Gimnazjum. Jej trudne teksty, np. o powrocie z Syberii Matki, też nie cieszyły się wzięciem u wydawców. Ale ciągle pisała. Przeczytała kolejny tekst: "Urodziłam się w miasteczku przesiedleńców".
To spotkanie było pierwsze w... Gorzowie. Powiedziała z uśmiechem: "Jeszcze w Gorzowie nie byłam. Bardzo się cieszę, że tu dzisiaj jestem...".
Ewa Rutkowska Fot. Radosław Siuba
28-10-2014
/ sprawozdania z tego miesiąca
|