Jarmark miodny św. Jakuba w Gorzowie Jarmark miodny św. Jakuba Gorzów, dziedziniec Muzeum /Spichlerz, 19 lipca 2014 Organizatorzy: Muzeum Lubuskie im. Jana Dekerta oraz Wojewódzki Związek Pszczelarzy w Gorzowie
Na dziedzińcu jak na Saharze. Cztery stoiska gęsto zastawione słoikami z "nektarem życia", czyli miodem. Panowie (i jedna Pani) chronią się pod daszkami namiotów i pod parasolami. Wszyscy bardzo mili (rozmawiali ze mną wstając z krzeseł), chętnie udzielali odpowiedzi na moje, może czasem naiwne pytania. Bo moja wiedza o miodzie była taka, że miód jest i już.
Pierwsze stoisko, Pasieka "Medus" (nazwa dawna). Obecnie bardziej istnieje "Miody Puszczy Barlineckiej" M.J. Kołosowscy. Właścicielka to Dyplomowany Mistrz Pszczelarz Maria Kołosowska. Jest to Pasieka rodzinna. Na Jarmarku był obecny syn. Na stole m.in. miód malinowy, pięknie pachnie (nie malinami). Jest jasny, prawie biały. Inny miód o nazwie mi nieznanej, to miód faceliowy. Okazuje się, że w naszym regionie taka roślina też jest uprawiana, kwitnie niebiesko-fioletowo. A ja czasem myślałam widząc z okna autobusu taki łan, że to np. lawenda. Leżą też duże opakowania pyłku kwiatowego, który wygląda jak... pokruszony bursztyn. Stoją słoje i słoiczki miodów wielokwiatowych, akacjowych (dobry dla alergików), lipowych, spadziowo-nektarowych, malinowych, rzepakowych, klonowych i faceliowych. Tu kupiłam miód malinowy. Można było wszystkich popróbować.
Drugie stoisko to "Miód prosto z Pasieki" Jerzy Kowalewski Gorzów. Pszczołami zajmuje się ponad 48 lat. Posiada 80-100 uli. Swoje ule trzyma na nieużytkach w Łupowie (tak jest zimą). Bo wszyscy wiosną, latem i wczesną jesienią muszą "pomagać" pszczółkom w ich pracy. Trzeba więc zawieźć np. na pole rzepakowe, albo tam gdzie kwitną akacje czy lipy. I po każdej takiej "akcji" pozyskuje się miód i dlatego można określić je taką a nie inną nazwą. Tu też stał miód rzepakowy, nektarowo-spadziowy, wielokwiatowy, akacjowy, lipowy, wielokwiatowy z mniszkiem. Na stole były też wyroby z wosku pszczelego np. świeczki i kit i pyłek...
Trzecie stoisko to Gospodarstwo Pasieczne. Mistrz pszczelarski Jan Piniewski Lipki Wielkie. Tu się dowiedziałam, że są takie kwiaty, które nie są miododajne, np. czarny bez. Pan Jan pszczelarstwem zajmuje się od lat 70-tych. Jego ule stoją przy lesie. Ale też wyjeżdża, aby pomóc w pracy swoim pszczółkom. Ma ponad 90 uli. Na stole stał miód rzepakowy, wielokwiatowy, lipowy, akacjowy, nektarowo-spadziowy i gryczany. Też można popróbować. Tu kupiłam pyłek.
Czwarte stoisko: Pasieka Pszczela mgr Tomasz Gołaski mistrz pszczelarski Radgoszcz 51 Puszcza Notecka. To także tradycja rodzinna. Pszczelarstwem zajmował się dziadek i ojciec. Teraz pan Tomasz. Obecnie pasieką liczącą 700 uli zajmuje się razem z bratem i ojcem. Na stole gotowe prezenty. Koszyczki z grubego płótna z uchwytami a w środku trzy różne smaki miodów. Ten stolik jest bardzo kolorowy. Słoiki mają różnokolorowe zakrętki, aby w tym gąszczu smaków móc odróżnić jeden od drugiego, bo np. odpadnie naklejka... Są też miody z zatopionymi plastrami miodnymi (do żucia), albo dwukolorowe (pionowo). Tu też jest miód nieobecny na innych stolikach, chabrowy. A oprócz tego stoją: akacjowy, leśny, lipowy, wielokwiatowy, rzepakowy, spadziowy, gryczany. W ulotce są jeszcze inne propozycje smakowe, np. miód nostrzykowy, nawłociowy, mniszkowy czy koniczynowy. A na zimę, mówi pan Tomasz, kupuje cukier w... tonach, aby na wiosnę pszczoła była dożywiona i mogła wylecieć do pracy... Tu kupiłam sobie miód z plastrem miodnym... Podczas mojego rekonesansu, dowiedziałam się też, że pszczoły podobno nie śpią. Odpoczywają wieczorem, aby o świcie znów wylecieć z ula.
Tak się zastanawiam, co napisać na koniec. Jest mi jakoś przykro, że ten tzw. Jarmark został chyba zorganizowany przez przypadek. Nie było ani zwiedzająco-kupujących, ani nikogo z organizatorów, którzy by się wystawcami opiekowali, przynosząc wodę, czy proponując kawę... A jeszcze powinno być tu trochę "szumu". Jakaś muzyka, komunikaty zapraszające. Bo ludzie obok (za żywopłotem) przechodzili, ale z daleka widać było tylko czubki namiotów i parasolek, więc po co się pchać "bez potrzeby" na taką "patelnię". Chyba nie wystarczy gdzieś tylko zapisać imprezę czy zgłosić w prasie i powiesić niewielki baner na budynku Muzeum. Ale aby go przeczytać, trzeba byłoby tam przyjść, a po co iść?... I tak w kółko... Ja byłam tam około 2-ch godzin. Odchodziłam chyba o 13.30. I dalej nie było prawie nikogo z kupujących (jak powinno być na jarmarku), nie mówiąc o wspomnianej opiece...
Życzę pszczelarzom, aby św. Ambroży, ich patron, nad nimi czuwał.
Ewa Rutkowska Fot. Łukasz Trzosek
19-07-2014
/ sprawozdania z tego miesiąca
|